W tym roku mamy szczęście do niezwykłych wydarzeń podczas koncertów, w Wadowicach zanotowałem również kilka przygód.
1. Gdy docieraliśmy w ratach na miejsce, okazało się, że Ziutek - właściciel pubu, zapomniał wydrukować plakatów, a właściwie, to mu się piątki poprzestawiały i zupełnie zapomniał, że w ten dzień jest koncert. Na szczęście na miejscu się okazało, że jest wporzo człek i sztuka się odbyła.
2. Po przyjeździe zaczęliśmy poszukiwać strawy, odnaleźliśmy pizzerię, w której po zastanowieniu, nie zakupiliśmy nic, stwerdzając, że znamy jakąś lepszą, z której dowożą i jak zwykle zamówiliśmy pizzę do pubu. Okazało się, że przywieźli ją z tej pizzeri, w której byliśmy.
3. Na dzień dobry i pierwsze próbne rytmy w Wehikule, pewna panna nie doczekawszy pieśni "Przy barze", zaliczyła zgon, spadając z niezłym hukiem z wysokiego krzesła barowego, nic jej się nie stało, została natychmiast zreanimowana między innymi przez kolegów z zespołu.
4. Zagrał z nami Barszczak - to był jego pierwszy koncert elektryczny z NiPU, a zarazem wyjazdowy. Zacytuję kolegę "Kurcze - ale głośno gracie", jednak z czasem Tomcio do huku przywykł i gra z nami na stałe.
5. Warto tutaj napisać, że na ten koncert samodzielnie dotarła ZETA, mimo, że nie zdążyła na busa, wsiadła do następnego właściwego i udało się jej być pierwszy raz na wyjazdowym koncercie NiPU. RESPECT!
Potwierdzam wszem i wobec, że to prawdziwa FANKA NiPU.
Dodam tylko, że grało się miło, mimo braku plakatów klub się zapełnił, poczta pantoflowa działa, a że nie było tym razem biletów, to frekwencja była jeszcze większa.
Romek - zjadł największy kawałek pizzy, a okruchy pochował w brodzie!